Być Mamą
Dzień Matki
Jednocześnie myślę o trzech Mamach, które poznałam w poniedziałek (pisałam o tym na fb) na warsztatach kulinarnych, które dla Nich prowadziłam. Myślę o Nich i setkach innych Mam, które świętują dzisiaj Dzień Matki ze swoimi dziećmi na oddziałach onkologicznych. Mamach, które na co dzień, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku, trwają przy nich. Jak wygląda Ich dzień? Co myślą, co czują?
„Zapomnij o godności.
Uwierz, że wraz ze wstąpieniem w szpitalne progi Twoja godność zostaje gdzieś „tam” – za drzwiami.
Patrzysz w oczy swojego małego skarba, przeszywają Cię nieznane dotąd emocje – złość, ból, bezbronność, niedowierzanie; również nadzieja i wiara w lepsze jutro; … zapewne jeszcze przez kilka dni pozostaniesz w szoku, w głowie uporczywie kłębić się będzie myśl o wielkiej pomyłce i będą wyskakiwać myśli, że za chwilę wylądujesz z powrotem w bezpiecznym domu (…)
Nie chcesz tracić swej godności.
Obserwujesz z ukrycia zachowania kompanów z sali chorych. W duchu podśmiewasz się, że podporządkowują się dziwnym przepisom i – na Twoje oko – absurdalnym zachowaniom.
Na sygnał Pani salowej – bez zająknięcia- opuszczają pomieszczenie, respektują zakaz otwierania okna, zakaz spacerowania po korytarzu, wchodzenia do kuchni (kuchenki oddziałowej), zakaz siadania na łóżku dziecka (o położeniu się obok w ogóle nie możesz pomyśleć); grobowa cisza podczas obchodu lekarskiego; czasem pojawiają się obowiązkowe kitle, maseczki na twarz i worki ochronne na buty.
Zagubiona – zagubiony szukasz swojego miejsca, ale tak naprawdę nie znajdziesz go tam nigdy… zawsze będziesz przebywać „na spalonym”, czyli w punkcie, gdzie akurat musi się dostać dyżurna pielęgniarka :-)
Nie wierzysz w to, ale większość „tubylców” zjada obiadek, a później szpitalną kolację. … Ty zachowujesz „godność” i albo kąsasz bułę przyniesioną z domu, albo głodujesz (w sumie w tym czasie i tak nie odczuwasz głodu).
Granicą, w której przekraczasz swoje wyobrażenie godności jest pierwsza nocka w szpitalu.
Wiem, że Ty nigdy byś się nie poddał(a) … ale nadchodząca noc z pewnością pełna jest niespodzianek.
Po pierwsze – nawet jeśli przewidziałeś(aś), że będzie potrzebny ręcznik, mydło, klapki, itd., to najczęściej nie możesz zrozumieć, że nie ma łazienki przeznaczonej dla dorosłych. W końcu ktoś Ci podpowiada, że w połowie szpitalnego korytarza, w magazynku z artykułami sanitarnymi, znajduje się stara wanna, w której można dokonać codziennych ablucji (rzeczywiście umycie się staje się rytualne). Ból jest jeszcze taki, że drzwi nie mają zamknięcia na klucz … i jesteś ósmy(a) w kolejce po Kasi, Basi, Romku, Zosi …
Czekając na swoją kolej do „myjni” nadal obserwujesz szpitalny savoir-vivre – przecierasz oczy ze zdumienia widząc jak rodzice sprawnie rozkładają swoje, wcześniej zbunkrowane, posłanie – karimata, śpiwór, poducha … nagle znika światło i znikają Oni.
Pusto?
Otwierasz szeroko oczy i dostrzegasz „Ich” leżących pod łóżkami swoich dzieci – niebywałe, ale tylko tam jest miejsce, aby nie przeszkadzać obsłudze szpitalnej w dostępie do chorych, urządzeń, kroplówek, badań …
Nierzadko, w tym momencie pojawia się pomysł przespania nocy na krześle, przy łóżku Twojego „dzielnego bohatera”.
… u „nowych” kryzys przychodzi około północy, inni wytrzymują do 3-ciej – 4-tej, mistrzowie zawisają na poręczy łóżka dopiero około 5-tej.
Sen nie trwa długo (o ile w ogóle), bo co kilkadziesiąt minut następują przymusowe pobudki w związku z podłączaniem leków, czujników, zmianą chemii; do uszu dochodzą jęki obolałych dzieci, płacz, słyszysz o omdleniach, wymiotach, siusiu i kupce.
Jeśli jakimś cudem jest cisza (a zdarza się niezwykle rzadko) to i tak już około 5:30 następuje pierwsze mierzenie temperatury u wszystkich chorych … budzący się szpital i szepty o zbliżającej się „oddziałowej” nieuchronnie stawiają wszystkich na równe nogi.
Kolejny dzień spędzasz na jawie, bo emocje i zmęczenie już Cię dopadły w swoje stalowe objęcia.
Zaczyna Ci być wszystko jedno. Przestawia Cię pielęgniarka – nie masz pretensji, przychodzi lekarz – stajesz „na baczność”, podają Ci jedzenie – to szpitalne – zjadasz; przez telefon mamroczesz do rodziny, aby szybko organizowali karimatę, jeśli nie mają to proponujesz szybką przejażdżkę do Decathlona …
Góra 3 dni i już jesteś SWÓJ – przyznajesz mi rację – Twoja godność pozostała za murami szpitala.
Przyzwyczajasz się do podkrążonych oczu, zmierzwionych włosów, braku makijażu, klapek i grubych skarpetek na nogach.
Wydaje mi się, że tyle słów wystarczy. (… dla wtajemniczonych: wystarczy nawet zamiast listu intencyjnego …)
Te pierwsze godziny spędzone na oddziale onkologii dziecięcej łamią obraz życia na zawsze – już nigdy nie wygląda ono tak samo jak dawniej.
Nawet, jeśli wkrótce leczenie kończy się pozytywnie, to w głębi serca pozostaje niemijający strach i przerażenie.
Można by tworzyć bez końca, opisując najcięższe chwile, które zbijają z nóg.
Szloch, wycie matek na szpitalnym oddziale …, informacja o złych wynikach badań, konieczność przeprowadzenia pilnej operacji, wznowy, przerzuty, transfuzje itd.
Równie ciekawy w kwestii godności byłby opis tzw. „podziemia szpitalnego” – chwytania się wielu, często każdej szansy na wyzdrowienie – począwszy od wróżek, znachorów, czarodziejów, przez energoterapeutów, dietetyków, specjalistów od teorii spiskowych, po wiarę w cudowne medykamenty, boskie talizmany, modlitwy duchownych – nierzadko związanych z zupełnie inną od wyznawanej wiarą … a także bezkrytyczne wyobrażenie, że leczenie za granicą jest skuteczniejsze.
Nieźle byłoby wspomnieć o perfekcyjnym odgrywaniu godności – tej godności pokazywanej przed dziećmi – uśmiechu, dodawaniu otuchy, mówieniu, że wszystko jest i będzie dobrze.
Także przed znajomymi, rodziną, sąsiadami, a nawet lekarzami.
Ręczę, że to są tylko pozory, bo wystarczy jedna chwila, jedno mgnienie najcudowniejszych oczu Twojego dziecka, aby schować się przed światem i wylać potoki łez.
Po prostu walka o życie toczy się na całego – bez mrugnięcia oka zrobisz to, o czym nie pomyślałbyś nawet w najokropniejszym śnie.
Walczysz bez wytchnienia, Twoje życie, zdrowie i to co o Tobie ktoś pomyśli przestaje się liczyć … i nie potrzebna Ci godność – możesz miesiącami spać na gołej podłodze, jeść suchy chleb, byle tylko być przy dziecku i doczekać się jego powrotu do zdrowia.” *
* Tekst o godności napisała jedna z Mam, która wyraziła zgodę na jego publikację. Powstał on w ramach II Dni Mamy Onkologicznej organizowanych przez Drużynę Szpiku. Myślą przewodnią tegorocznej edycji jest właśnie „Godność i walka”. Mamy ogromną nadzieję, że uda się w końcu coś zmienić!