Przepisy w kategorii:

Słodkości

Placuszki kasztanowe

Czas przygotowania: ok. 10 min. plus czas smażenia

Placuszki kasztanowe

Czas przygotowania: ok. 10 min. plus czas smażenia

Z Nowym Rokiem wracam do Was z przepisem na placuszki kasztanowe, który obiecałam już jakiś czas temu. Miałam zamiar wrzucić go znacznie wcześniej, ale ostatnie dwa miesiące minionego roku nie były dla mnie łaskawe i zupełnie inne sprawy mnie wtedy zajmowały. Nigdy wcześniej nie myślałam o tym, że chcę, żeby jakiś rok się skończył, było mi to zupełnie obce, ale tym razem taka myśl przemknęła mi przez głowę. I tak się stało, 2022 odszedł, z nim kilka mało fajnych zdarzeń, chociaż, na szczęście, tych dobrych było całkiem sporo i jestem za nie ogromnie wdzięczna. Tak czy siak, przyszło nowe, na które spoglądam z nadzieją i optymizmem. Od trzech miesięcy robię kurs dietetyki według Tradycyjnej Medycyny Chińskiej i wiem, że to moja Droga. Uczę się, bo chcę a nie muszę, każdą wolną chwilę staram się wykorzystać, żeby zgłębiać tajniki tej fascynującej, ale trudnej dziedziny. To wszystko jest takie spójne, logiczne i holistyczne w podejściu, jestem zachwycona!
A co do placuszków! Po raz pierwszy jadłam je dzięki Ewie (ewadawidziak.pl), która podała mi przepis, ale go gdzieś zgubiłam. Ten jest wypadkową moich prób i błędów. Placuszki są pyszne, bardzo odżywcze, bo taką moc mają jadalne kasztany. Co ciekawe, smakują tylko mnie, reszta rodziny ich nie tyka, więc pewnie tylko mi są potrzebne i dobrze na mnie wpływają. Możecie sprawdzić w swoich rodzinach, komu będą smakować i służyć.
  • 100 g mąki kasztanowej
  • 150 ml mleka owsianego (w wersji bezglutenowej ryżowego czy migdałowego)
  • ekstrakt waniliowy
  • szczypta soli
  • ½ proszku do pieczenia (najlepiej bio z kamienia winnego)

Przygotowanie

Mąkę kasztanową przesiewam, żeby ją spulchnić, bo jest często mocno zbita. Mieszam z pozostałymi składnikami za pomocą trzepaczki i na chwilę odstawiam. Smażę małe placuszki (duże mogą się rozwalać) do momentu zrumienienia na maśle klarowanym (w wersji wegańskiej można na dowolnym oleju). Lubię je najbardziej z konfiturą z czarnej porzeczki, którą robiłam latem, ale wybierajcie swoje ulubione dodatki.
 

Jabłecznik Pawlaków

Czas przygotowania: ok. 30 min, czas pieczenia: około godziny

Jabłecznik Pawlaków

Czas przygotowania: ok. 30 min, czas pieczenia: około godziny

Jesień rozgościła się już u nas na dobre, więc ze wszystkich świeżych owoców zostały nam tylko jabłka i gruszki. Nie jest to jakiś szalony wybór, ale całkiem wystarczający i można z tego wiele fajnych dań wykombinować. Wiadomo, że od czasu do czasu można kupić coś, co jedzie do nas z daleka, ale osobiście jestem zwolenniczką tego, co rośnie tutaj i nie musi być pryskane mnóstwem środków, żeby przetrwać długą podróż. Poza tym, od lat staram się wspierać lokalnych, małych gospodarzy i to przede wszystkim u nich kupuję owoce ich ciężkiej pracy w sezonie. Po prostu, lubię i wspieram polskie!
A co do przepisu, który Wam polecam, to przepis na „Jabłecznik po włosku” pochodzący z książki „Lubię” Moniki i Jana Pawlaków. Pewnie wielu Poznaniaków kojarzy La Ruinę i Raj, dwie knajpki na poznańskiej Śródce założone właśnie przez nich, które, moim skromnym zdaniem, przyczyniły się do rozkwitu tej części Poznania, która wcześniej omijana była szerokim łukiem. I chociaż dzisiaj knajpek tych już nie ma, właściciele prowadzą knajpę Sex w Kopenhadze, Śródka ma się dobrze, to przepis na jabłecznik pozostał.
  • 1 kg lub nieco więcej jabłek
  • 200 g mąki (u nas biała orkiszowa)
  • 160 g cukru (u nas trzcinowy)
  • 150 g masła
  • 4 jajka
  • 60 ml mleka (u nas napój owsiany)
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia (polecam bio z kamieniem winnym)
  • 1 cytryna
  • szczypta soli
  • ekstrakt z wanilii lub laska wanilii

Przygotowanie

Rozpuściłam masło i odstawiłam do przestudzenia. W tym czasie obrałam jabłka, pokroiłam je na cienkie plasterki i skropiłam sokiem z cytryny. Do misy miksera wbiłam jaja, dodałam cukier, ekstrakt z wanilii i sól (można dodać startą skórkę z cytryny, ale moja rodzina niestety tego nie lubi). Ubijałam, aż masa stała się puszysta. Następnie, dosypywałam stopniowo mąkę z proszkiem do pieczenia i dolewałam napój owsiany, ale całość mieszałam za pomocą trzepaczki a nie miksera. Następnie dodałam roztopione masło, ponownie wymieszałam i na końcu dodałam jabłka. Całość delikatnie wymieszałam łyżką. Przelałam masę do wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy i wstawiłam do nagrzanego na termoobiegu piekarnika, rozgrzanego do 180 stopni. Po 40 minutach przykryłam folia aluminiową, żeby się za bardzo nie przypiekło, pozostawiłam jeszcze około 20 minut. Po wyłączeniu piekarnika, pozostawiłam w nim ciasto przez kolejne 15 minut. Po przestudzeniu posypałam cukrem pudrem.
 

Mini galette z pomarańczowym serem i rabarbarem

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: ok. 30-35 min.

Mini galette z pomarańczowym serem i rabarbarem

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: ok. 30-35 min.

4 maja zawiozłam Maję na pierwszy egzamin maturalny. Nastawiłyśmy wspólnie kilka budzików, bo obie denerwowałyśmy się, że możemy zaspać. Dla mnie był to jedyny powód stresu, Maja miała ich nieco więcej. Na szczęście obudziłyśmy się na czas (ja chyba nawet dwie godziny przed) i ruszyłyśmy do Poznania. Opowiadałam Córce o mojej maturze, o tym jak dobrze wspominam tamten czas, jaką przyjazną i pełną wsparcia atmosferę stworzyli nam nasi nauczyciele, jak nam podpowiadali w jaki sposób obliczyć zadania z matmy, pokazywali błędy ortograficzne w rozprawkach, żebyśmy mogli je poprawić, jak nie zauważali koleżeńskiej współpracy. Także o tym, że każdy z nas otrzymał pyszną kanapkę ze świeżutkiej bułki, chyba z jajkiem i sałatą. Czas liceum był najlepszym w mojej edukacji, miałam super klasę, świetnego wychowawcę i ekstra nauczycieli, trafiłam w dziesiątkę. Takie to wspominki wypłynęły w drodze na maturę, a potem jeszcze wspominałam sobie z łezką w oku tamten czas siedząc w „Świętym” na Jeżycach i odświeżając co chwilę wiadomości w oczekiwaniu na maturalne przecieki, a później na oficjalne tematy. I, zmierzając już do końca, jadłam przepyszne galette z rabarbarem, które mnie zainspirowało, stąd ten przepis. Póki rabarbarowy sezon w pełni, polecam.
    Na ciasto
  • 2,5 szklanki mąki (u nas orkiszowa)
  • ¼ łyżeczki soli
  • 3 łyżki cukru
  • 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • ½ – 1 szklanki śmietany szczecineckiej 18% (kwaśnej, gęstej)
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki bardzo zimnej wody
  • 3 łyżeczki octu jabłkowego lub winnego
  • Na nadzienie

  • ½ kostki sera twarogowego (tłustego lub śmietankowego)
  • 1 pomarańcza
  • 3 – 4 gałązki rabarbaru
  • 3 – 4 łyżki cukru

Przygotowanie

Ze wszystkich składników zagnieść ciasto, dodając tyle śmietany, żeby się wszystkie składniki pozlepiały. Zawinąć je w folię i schłodzić w lodówce. W tym czasie serek podusić widelcem, dodać do niego skórkę z pomarańczy (dodałam z około połowy). Sok wycisnąć do garnka, dodać cukier i pokrojone kawałki rabarbaru (wcześniej obrać gałęzie). Gotować kilka minut, żeby był miękki, przestudzić (sok zlać, najlepiej wypić, bo jest pyszny). Ciasto wyjąć z lodówki, jeśli się lepi, podsypać mąką. Podzielić na 7-8 części, z każdej zrobić placek, nie za cienki. Na środku rozłożyć serek, na to położyć rabarbar. Zwinąć brzegi zostawiając dziurkę na środku. Można posypać wierzch cukrem, użyłam trzcinowego w grubych kryształach. Piec około 30 – 35 minut w temperaturze 200 stopni.
 

Bułeczki kardamonowe z cynamonem

Czas przygotowania: ok. 30 min. plus czas wyrastania i pieczenia

Bułeczki kardamonowe z cynamonem

Czas przygotowania: ok. 30 min. plus czas wyrastania i pieczenia

Miniony przedłużony weekend był mi bardzo potrzebny, bo poprzedzający go tydzień był niezwykle aktywny i meczący, choć bardzo inspirujący. Prowadziłam kilka warsztatów kulinarnych, w tym po raz pierwszy, w placówce zbiorowego żywienia. Codziennie przygotowuje się tam ponad 300 posiłków dla szkoły, przedszkola, firm i wielu odbiorców indywidualnych. Kuchnia jest wielka, mnóstwo sprzętów, wiele dań do przygotowania i przede wszystkim, ogrom pracy. Do tego spora presja czasu, bo wszystko musi być przygotowane na czas. Obserwowanie ich przy pracy było fantastycznym doświadczeniem – każdy wiedział co ma robić, jeden wspierał drugiego, a nad wszystkim czuwał szef kuchni. Szefem kuchni był młody chłopak, jedna z młodszych osób w zespole, ale tak wszystko ogarniał, że byłam pod wrażeniem. Poza nim, w zespole były same kobiety, przed którymi chylę czoła. Praca w kuchni to ciężka fizyczna praca, bo jest sporo dźwigania. Do tego nierzadko zaczyna się już o 6 rano, dodatkowo w soboty, bo często wpadają imprezy. Duże wrażenie zrobiło na mnie doprawianie dań. Wyobraźcie sobie 100-litrowy garnek z zupą lub bigosem, któremu trzeba nadać odpowiedni smak. Ile soli, ile przypraw trzeba tam wsypać, żeby to smakowało. Szacunek.
A co do przepisu. Pochodzi z książki „Chleb i okruszki” Elizy Mórawskiej-Kmity, którą już chyba na blogu wspominałam. To piękna książka, z cudnymi zdjęciami i fantastycznymi przepisami, owoc czasu pandemii. Te bułeczki robiłam już kilka razy, najczęściej znikają tego samego dnia, tak było i wczoraj. Zrobiłam je z samego rana (czyli około 10), koło południa zjedliśmy je do kawy siedząc na tarasie w słońcu i cieple. Jest przy nich trochę pracy, ale bardzo warto! Przepis oryginalny nieco zmieniłam, dokładając masła i cukru do nadzienia 😊.
  • Ciasto
  • 30 dkg świeżych drożdży
  • 170 g ciepłego mleka
  • 60 g cukru
  • łyżeczka kardamonu (najlepiej wyłupany i utarty w moździerzu)
  • jajko roztrzepane, do ciasta połowa
  • 60 g roztopionego i przestudzonego masła
  • sól
  • 400 g mąki (u nas orkisz, ale oczywiście pszenna też może być)
  • Nadzienie
  • 140 g miękkiego masła
  • 80 g cukru
  • łyżka cynamonu
  • szczypta soli

Przygotowanie

Drożdże rozpuścić w ciepłym mleku, dodać cukier i odstawić na 15 minut. Gdy zaczyn ruszy, dodać masło, mąkę, sól, kardamon i połowę jajka. Wyrobić ciasto. Wyrabiam je zawsze mikserem, ale potem jeszcze chwilę w dłoniach. Ciasto włożyć do miski i odstawić pod przykryciem do wyrośnięcia. W tym czasie zrobić nadzienie miksując wszystkie jego składniki. Gdy ciasto wyrośnie, rozwałkować je tworząc prostokąt. Na połowie rozsmarować nadzienie i całość złożyć (czyli będą trzy warstwy: ciasto, nadzienie i ciasto). Całość ponownie delikatnie rozwałkować. Ciasto ułożyć dłuższym bokiem na dole i pociąć je na cienkie paski od góry do dołu. Każdy pasek delikatnie skręcić wzdłuż, a potem uformować ślimaki/ gniazdka. Ułożyć je na blasze w sporej odległości, bo mocno rosną i odstawić jeszcze na około pół godziny. Posmarować drugą częścią jajka wymieszaną z dwoma łyżeczkami wody. Piec około 12-15 minut w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni (wszystko co na drożdżach piekę w opcji góra-dół). Pilnować, bo łatwo się przypalają, cukier szybko się karmelizuje.
 

Słodko-słone ciastka maślane z pistacjami

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: ok. 12 min.

Słodko-słone ciastka maślane z pistacjami

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: ok. 12 min.

Taka jesień jak dziś mogłaby trwać do końca marca – pełnia słońca, ciepło i do tego feeria barw, która pojawia się tylko raz w roku. Korzystam ile mogę, chodzę z psami na długie spacery do lasu i nad Wartę, siedzę na tarasie wygrzewając się na słońcu i grzebię w ogrodzie. Wiem, że to się zaraz skończy i przyjdzie czas na gorącą herbatę, koc i ciepłe papcie. Będziemy się nawzajem wypychać, żeby ktoś wyprowadził psy. Każda pora roku ma swoje uroki, chociaż te późno jesienne i zimowe zaczęłam dostrzegać niedawno. Moja ukochana Babcia nie znosiła listopada. Jak tylko się zaczynał, popadała w przygnębienie i wszystko było na nie. Z dniem pierwszego grudnia odrętwienie mijało i wracał Jej humor, a jak tylko pod koniec grudnia dnia zaczęło przybywać, pojawiała się prawie euforia. Tak sobie dzisiaj pomyślałam o Helenie, bo spojrzałam na talerz, który jest na zdjęciu z ciastkami. Nie jest w ogóle w moim stylu i szczerze mówiąc, nie za bardzo mi się podoba, ale kiedy go zobaczyłam, kupiłam natychmiast, bo Babcia miała bardzo podobny i ten mi o Niej przypomina.
Oprócz tej opowieści jesiennej, mam przepis na bardzo proste ciastka, które można zmieniać w zależności od tego, jakie połączenia smakowe lubicie. Nie przepadam za deserami, które są tylko słodkie, lubię, gdy są przełamane kwaśnym lub słonym i te ciastka do tej kategorii należą. Do słodkiego ciasta dorzucam około pół szklanki posiekanych solonych pistacji i oczywiście obowiązkowo szczyptę soli. Całość faktycznie jest wyraźnie słodko-słona. Jeśli jednak nie lubicie tego połączenia, jak moja rodzina, to dorzućcie zwykłe niesolone pistacje, ale szczypta soli obowiązkowo.
  • 300 g mąki (używam orkiszowej białej)
  • 200 g zimnego masła
  • 100 g cukru trzcinowego
  • szczypta soli
  • około pół szklanki posiekanych solonych pistacji

Przygotowanie

Masło pokroić na kawałki, dorzucić pozostałe składniki i szybko zarobić z tego ciasto, najlepiej za pomocą miksera. Całość podzielić na 3 części, z każdej uformować wałek, owinąć folią spożywczą i schłodzić 2-3 godziny w lodówce. Po tym czasie każdy wałek pokroić w poprzek formując ciastka. Ułożyć je na wyłożonej papierem blasze i piec w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni około 12 minut.
 

Crepes czyli cieniutkie francuskie naleśniki

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas chłodzenia: 30 – 120 min., czas smażenia

Crepes czyli cieniutkie francuskie naleśniki

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas chłodzenia: 30 – 120 min., czas smażenia

Odkąd pamiętam, naleśniki robiłam zawsze „na oko”. Trochę mąki, jajko czy dwa, mleko, ewentualnie woda, szczypta soli – żadna filozofia. Wychodziły w porządku, czasem cieńsze, czasem grubsze, czasem twardsze, czasem gumowate. Pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie „tydzień francuski” u Antka w szkole w czasie wiosennego uziemienia. Czytaliśmy o francuskich potrawach, także o słynnych crepes czyli cieniutkich naleśnikach. Postanowiłam zrobić je na francuskie śniadanie w ramach tego projektu. Po przepis sięgnęłam do samego źródła, Julii Child i jej książki „Mastering the Art of French Cooking”, którą ściągnęłam wiele lat temu ze Stanów po fascynacji filmem „Julie&Julia”. Od tamtego czasu robię naleśniki już tylko według tego przepisu.
  • 1 szklanka zimnej wody
  • 1 szklanka zimnego mleka (u nas jakiś napój roślinny)
  • 4 jaja
  • spora szczypta soli
  • 1,5 szklanki mąki (u nas biała orkiszowa)
  • 4 łyżeczki stopionego i przestudzonego masła

Przygotowanie

Wszystkie składniki wymieszać trzepaczką lub mikserem i wstawić do lodówki. Według oryginalnego przepisu, ciasto powinno chłodzić się w lodówce przez przynajmniej 2 godziny. Ja chłodzę około ½ godziny, bo naleśniki smażę zawsze na śniadanie i nie mam tyle czasu. Smażę naleśniki na patelni przesmarowanej delikatnie masłem lub masłem klarowanym, wylewając jak najcieńszą warstwę ciasta. Ostatnio zrobiłam do naleśników syrop klonowo-pomarańczowy. Skarmelizowałam na patelni 3-4 łyżki syropu klonowego, wcisnęłam w to sok wyciśnięty z dwóch pomarańczy i pogotowałam do czasu, aż zgęstniał. Na zimę – idealne!!!
 

Obłędne ciasto z owocami na wakacje

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: ok. 60 min.

Obłędne ciasto z owocami na wakacje

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: ok. 60 min.

Dziwny jest ten czas, jakiegoś takiego zawieszenia, wyczekiwania, chociaż do końca nie wiadomo na co. Wydaje się, że najgorsze już za nami, ale nie wiemy tego na pewno. Na początku pandemii miałam wrażenie, że „po covidzie” wszystko będzie inne, będziemy żyć zupełnie inaczej. Dziś nie mam co do tego przekonania, gdy widzę, jak szybko wszystko wraca do normy i świat zaczyna funkcjonować jak „przed”. I nie wiem czy to dobrze, czy tak być powinno, czy może za bardzo się śpieszymy, czy należy poczekać. Tyle pytań kłębi mi się w głowie, ale wiem, że na razie zostaną bez odpowiedzi. Zobaczymy.
Tymczasem, na osłodzenie różnych „rozkminów” i wakacji, które w końcu nadeszły, przedstawiam moje najnowsze słodkie odkrycie, które piekłam już kilka razy. Pochodzi z książki „Prosto” Yotama Ottolenghi, o której już pisałam, bo jest dla mnie kulinarnym objawieniem. Testuję z niej różne przepisy, wszystko jest niesamowite. To ciasto w oryginale jest z borówkami, ja upiekłam je z jagodami, które lubię dużo bardziej, a mam ich mnóstwo w lesie przy domu. Było rewelacyjne. Zimą robiłam je z mrożonymi wiśniami, też było przepyszne. Na pewno zrobię je jeszcze z porzeczkami i malinami, połaszę się pewnie także na brzoskwinie i koniecznie śliwki, ale to już pod koniec lata. Możecie wrzucać co lubicie. Możecie oczywiście pominąć lukier, ale w tym cieście on bardzo „robi robotę”. Nie jestem fanką lukru, ale tutaj polecam zdecydowanie. Słodkich wakacji Wam życzę!
  • 150 g miękkiego masła plus trochę do wysmarowania formy
  • 190 g cukru (ja użyłam 120 g i nadal było za słodkie, tym bardziej, że dochodzi lukier)
  • cytryna: drobno otarta skórka plus wyciśnięty sok
  • (wanilia: ekstrakt lub pestki)
  • 3 jajka
  • 90 g mąki (używam razowej orkiszowej)
  • 1 ½ łyżeczki proszku do pieczenia (bio – kamień winny)
  • szczypta soli
  • 110 g zmielonych migdałów
  • 200 g owoców
  • cukier puder

Przygotowanie

Za pomocą miksera ucierać masło, cukier i skórkę cytrynową (i ewentualnie wanilię). Robić to 3-4 minuty na wysokich obrotach, aż masa stanie się jednolita. Zmniejszyć obroty i dodawać po jednym jajku. Następnie, partiami, dodawać mąkę, zmielone migdały, sól i proszek do pieczenia. Gdy masa stanie się gładka, dosypać 150 g wybranych owoców i delikatnie wymieszać. Ciasto przelać do wysmarowanej masłem i wyłożonej papierem do pieczenia keksówki (łatwiej się wyjmuje). Wstawić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na 15 minut, obsypać resztą owoców i piec kolejne 15 minut. Po tym czasie przykryć folią aluminiową i piec kolejne 25-30 minut. Wcześniej sprawdzić, czy ciasto jest rumiane. Jeśli nie, wcześniej zdjąć folię i dopiekać jeszcze bez. Gdy ciasto będzie gotowe, wyciągnąć z piekarnika, poczekać 10-15 minut i wyciągnąć z formy na kratkę, żeby przestygło. Z 1-2 łyżek soku z cytryny i cukru zrobić lukier i polać nim ciasto.
 

Wietnamskie ciasto bananowe

Czas przygotowania: ok. 15 min., czas pieczenia: ok. 1 h

Wietnamskie ciasto bananowe

Czas przygotowania: ok. 15 min., czas pieczenia: ok. 1 h

Przepis na to ciasto pochodzi z książki „Lubię” Moniki Mądrej-Pawlak i Jana Pawlaka, założycieli i właścicieli poznańskiej LaRuiny i Raju, które otwarto wiele lat temu na Śródce, a od kilku miesięcy działają na ul. Św. Marcin. I chociaż przepis jest z książki, po raz pierwszy natknęłam się na niego kilka dni temu na blogu teatrgotowania.pl, który prowadzi Ania, a do której wiele lat temu chodziłam na warsztaty kulinarne. Ania, jeśli to czytasz, zawsze z łezką w oku wspominam te warsztaty. A co do samego ciasta… jest proste w wykonaniu, robi się szybko, wygląda pięknie i smakuje… cóż. Pisałam o tym na fb, że zdania są podzielone. Tomek, Maja, Łukasz i Antek byli nim zachwyceni, stwierdzili, że ciasto jest pyszne i po tym, jak szybko zniknęło mogę przyznać, że mówili prawdę. Natomiast dla mnie rewelacji nie było, ale tak jest u nas często: to co im smakuje, mnie niekoniecznie i na odwrót. Ostatecznie wynik to 4:1!!!
Podam przepis w jego pierwotnej wersji, ale przyznam szczerze, że pomijam cukier puder w ogóle, bo mleka i banany są słodkie, więc stwierdziłam, że ich słodycz zupełnie wystarczy. Przy kolejnym pieczeniu nie dodam czekolady, bo większość stwierdziła, że stanowi zbyt mocny kontrast smakowy ze słodkim. Możecie pokombinować. Pięknej majówki dla Wszystkich!!!
  • 6-7 dużych dojrzałych bananów
  • 40 g cukru pudru (niekoniecznie)
  • 60 ml whisky (niekoniecznie)
  • 5 jajek
  • 150 ml mleka kokosowego
  • 200 ml słodkiego mleka zagęszczonego
  • 100 g masła
  • 150 g mąki (u nas orkisz)
  • 100 g gorzkiej czekolady (niekoniecznie)
  • szczypta soli

Przygotowanie

Roztopić i przestudzić masło. Jednego banan zostawić, pozostałe pokroić w plasterki, włożyć do miski, dodać cukier puder i alkohol, wymieszać, zostawić na kilka minut. W tym czasie w większej misce roztrzepać jajka, dodać oba mleka i przestudzone masło. Wszystko wymieszać (używam zwykłej trzepaczki, nie miksera). Wsypać mąkę i sól, znowu wymieszać. Dodać banany i czekoladę i wymieszać po raz kolejny, bardzo delikatnie. Ciasto przelać do wysmarowanej masłem okrągłej formy, ułożyć na nim przekrojone wzdłuż połówki ostatniego banana i piec godzinę w temperaturze 190 stopni. Po upieczeniu zostawić chwilę w wyłączonym, ale zamkniętym piekarniku, a następnie uchylić drzwi i pozwolić mu ostygnąć.
 

Ciasto mandarynkowe/ pomarańczowe z mielonymi migdałami

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas oczekiwania ok. 2 h, czas pieczenia: ok. 1 h

Ciasto mandarynkowe/ pomarańczowe z mielonymi migdałami

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas oczekiwania ok. 2 h, czas pieczenia: ok. 1 h

Przepis na to ciasto pochodzi zaledwie sprzed miesiąca, ale dziś wydaje mi si, że to było lata świetlne temu. Spotkałam się w jedną z sobót z moimi Dziewczynami z liceum, żeby podziwiać i opijać nowe mieszkanie jednej z nas w przepięknie odrestaurowanej kamienicy na poznańskim Łazarzu. To była świetna, wesoła impreza. Znamy się od ponad 30 lat, chodziłyśmy do jednej klasy w Paderku czyli Liceum nr 6. Spotykamy się kilka razy w roku, rozmawiamy jedna przez drugą, opowiadamy o naszych dzieciach, mężach, rodzicach, pracy, wyjazdach, rozterkach, problemach, sukcesach i porażkach i oczywiście o seksie. Pijemy głównie wino, czasami wódkę. Czasami jest bardzo wesoło i łzy lecą nam ze śmiechu, czasami jest nostalgicznie a nawet smuto, jak to w życiu. Mamy grupę na jednym z chatów, dzięki której się wspieramy. Potrzebny dobry neurolog, trudno dostępny lek, namiar na sensownego notariusza, opracowanie na temat tarczy antykryzysowej – w ciągu chwili wymieniamy się informacjami. Wiemy, że zawsze możemy na siebie liczyć, że jeśli którejś z nas się źle zadzieje, będzie mogła liczyć na pozostałe. Nasze kolejne spotkanie miało się odbyć za 3 dni, w sobotę, ale wiadomo, że się nie spotkamy i nie wiadomo, kiedy najbliższe spotkanie nastąpi. Jesteśmy teraz bardzo aktywne na czacie, znacznie bardziej niż w czasach przed koroną. Nawet teraz, w czasie pisania tego tekstu, telefon cały czas mi plumka i widzę, że spływają od Nich nowe wiadomości. Dziewczyny, uwielbiam Was i to Wam dedykuję przepis na ciasto, które Chmura przyniosła na naszą ostatnią imprezę przez zarazą.
  • ok. 375 g mandarynek (ja miałam ok. 450 g pomarańczy sycylijskich, 4 sztuki) ze skórkami
  • 6 jajek
  • 170 g cukru (ja miałam 120 g i dałabym jeszcze mniej)
  • 250 g mielonych migdałów
  • szczypta soli
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia (używam kamień winny)

Przygotowanie

Mandarynki/ pomarańcze najpierw dobrze wyszorować. Używam do tego płynu do naczyń, później moczę je w wodzie z łyżeczką sody przez ok. 20 minut, a później tyle samo w wodzie z łyżką octu winnego i po wszystkim spłukuję czystą wodą. To podobno usuwa wszystkie toksyny, którymi owoce były pryskane. Włożyć je do garnka i zalać zimna wodą, aby całe były zakryte. Gotować ok. 1,5 – 2 h (dolewam wodę w międzyczasie) do momentu, aż widelec wchodzi w nie jak w masło. Wyciągnąć, ostudzić, rozdrobnić, wyciągnąć pestki i na końcu zmiksować. Jajka ubić z cukrem (razem białka i żółtka), dosypując go stopniowo. Dodać migdały wymieszane s solą i proszkiem do pieczenia, delikatnie wymieszać (już nie mikserem), na końcu dorzucić owocowy mus. Foremkę wysmarować masłem i wysypać zmielonymi migdałami lub mąką. Wlać ciasto i wstawić je do nagrzanego do 170 stopni piekarnika. Piec około godzinę lub do suchego patyczka. Po około 40 minutach przykryć folią aluminiową, żeby się za bardzo nie przypiekło.
W wersji bezglutenowej, zamiast proszku do pieczenia można użyć sodę oczyszczoną w tej samej proporcji.
 

Brownie idealne

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: 25-30 min.

Brownie idealne

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas pieczenia: 25-30 min.

Tak, na blogu jest już przepis na brownie, ale zapomnijcie o nim. Po co jeść gorsze ciasto, jeżeli można lepsze, a to jest więcej niż lepsze. Jest idealne. Jego receptura powstała na bazie dwóch przepisów na brownie podpatrzonych w blogosferze. Lista składników i sposób wykonania pochodzi z witeplate.com, a u znajomej Ani (teatrgotowania.pl) podpatrzyłam użycie zmielonych migdałów zamiast mąki. I tak oto powstało najlepsze ciasto czekoladowe jakie jadłam. Zabrałam je w sobotę na kolację w większym gronie i od mojego kuzyna Wojtka, który nie lubi słodkiego usłyszałam: No Ola, to ciasto… Uwierzcie, większego komplementu nie mogłam usłyszeć.
  • 170 g zmielonych migdałów (używam tych ze skórką)
  • 350 g gorzkiej czekolady 70% (ja chyba miałam 64%)
  • 200 g masła, pokrojonego na małe kawałki
  • łyżeczka naturalnej esencji waniliowej (mam wanilię w pestkach)
  • 300 g cukru trzcinowego
  • 5 jajek
  • spora szczypta soli

Przygotowanie

Żaroodporną miskę umieścić na garnku z gotującą się wodą. Włożyć do miski połamaną czekoladę, masło, cukier i gotować aż wszystko się roztopi. Dodać wanilię, wymieszać. Ostudzić do temperatury pokojowej. W drugiej misce połączyć zmielone migdały i sól. Do przestudzonej masy z czekoladą dodawać po jednym jajku, cały czas dokładnie mieszając, najlepiej trzepaczką, następnie, wciąż mieszając masę, wsypywać stopniowo suche składniki. Kiedy się połączą, wlać masę do blachy (ok 20 x 30 cm) wyłożonej papierem do pieczenia i wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 st. Piec 20-30 minut. UWAGA: ciasto musi być miękkie i jakby niedopieczone. Dobrze ścięte, nie surowe, ale nie za suche. Lepiej piec krócej niż za długo. Zostawić w formie do całkowitego ostudzenia, najlepiej jeść dopiero następnego dnia – takie jest zalecenie. U nas nie ma na to szans.