Przepisy w kategorii:

Przystawki

Marchewka do obiadu

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas gotowania: ok. 15 min.

Marchewka do obiadu

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas gotowania: ok. 15 min.

Miałam ostatnio ochotę na taką najzwyklejszą gotowaną marchewkę, taką od groszku, ale zdałam sobie sprawę, że nigdy takiej nie robiłam i nie do końca wiem jak się ją robi. Chyba trzeba robić zasmażkę, a to jakoś mnie nie przekonuję, więc ostatecznie zrobiłam po swojemu. Marchewka dobrze mi gra z imbirem i miodem, więc tego właśnie użyłam. Do obiadu jak znalazł.
  • kilka marchewek
  • kawałek imbiru
  • miód
  • masło klarowane
  • tymianek (świeży lub suszony)
  • sól, pieprz

Przygotowanie

Marchewki umyć, obrać, pokroić w plasterki, półplasterki lub kostkę, imbir pokroić na kawałeczki. Rozgrzać garnek, wrzucić tam kawałek klarowanego masła. Gdy się roztopi, wrzucić marchewkę i imbir. Smażyć kilka minut mieszając, dodać trochę wody, sól, pieprz i tymianek, dusić pod pokrywką. Uważać, żeby się nie przypaliło, w razie potrzeby dodać trochę wody. Gotować do momentu, aż marchew będzie miękawa, ale nie rozgotowana. Dodać miodu do smaku, można też wcisnąć kilka kropli soku z cytryny.
 

Pieczony kalafior

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas zapiekania: około godziny

Pieczony kalafior

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas zapiekania: około godziny

Niewielu warzyw nie lubię, ale brokuł i kalafior należały do tych, za którymi nie przepadałam. Brokułów nie znoszę do dzisiaj, nie jem i nie wydaje mi się, by coś miało zmienić ten stan rzeczy. Kalafior smakował mi tylko w warzywnym curry w towarzystwie ziemniaków i fasolki szparagowej i to było na tyle. Ten stan zmienił przepis na pieczony kalafior, który znalazłam w książce „Prosto” Ottolenghi. Już o tym kiedyś pisałam, ale powtórzę: ta książka to majstersztyk, przepisy są fantastyczne (i serio proste), a facet jest kulinarnym geniuszem. Trzy podstawowe produkty takie jak masło, oliwa i sól oraz sposób przygotowania czyli pieczenie sprawiły, że nieciekawy kalafior powalił mnie smakiem. Co więcej, moja rodzina podziela ten entuzjazm i podany do obiadu, znika zawsze w całości.
Podaję przepis dokładnie według książki, chociaż robię wszystko „na oko”.
  • kalafior z liśćmi
  • 45 g miękkiego masła
  • 2 łyżki oliwy
  • sól

Przygotowanie

Myję i osuszam kalafior, odcinam brzydkie liście. Wkładam kalafior do większego garnka „głową w dół”, dolewam zimną wodę w takiej ilości, żeby go przykrył. Wyciągam kalafior, gotuję wodę, solę i gdy woda zawrze, delikatnie wkładam go ponownie. Od zawrzenia, gotuję 6 minut. Wyciągam go delikatnie łyżką cedzakową i układam na sicie do odsączenia i ostudzenia. Gdy przestygnie, nacieram go masłem wymieszanym z oliwą za pomocą dłoni, solę (w przepisie jest sól w płatkach, ja używam zwykłej). Wkładam do żaroodpornego naczynia i wsuwam do piekarnika rozgrzanego do 170 stopni. Piekę około godziny ( w przepisie oryginalnym 1,5 – 2, ale u mnie by się spalił, trzeba pilnować czasu), co jakiś czas polewam sokami, które puścił.
 

Najprostsza pieczona brukselka

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas pieczenia: 20 – 25 min.

Najprostsza pieczona brukselka

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas pieczenia: 20 – 25 min.

Dzisiaj, podczas wieczornego spaceru z Kenzo, po raz pierwszy tej zimy poczułam „ten” zapach. Jest to zapach, który pojawia się tylko o tej porze roku i trwa bardzo krótko, i jest to zapach nadciągającej wiosny, tak przeze mnie wyczekiwanej. Chociaż ta zima jest niezmiernie łaskawa, pełna śniegu i słońca (czy tylko ja ją tak postrzegam?), długich spacerów po zmrożonym lesie, sanek na górce nad Wartą, tęsknię już za słońcem, które ogrzewa, przebiśniegami, krokusami i coraz dłuższymi dniami. Mam ochotę na kawę wypitą na tarasie, pracę w moim ukochanym ogrodzie i niespieszne powroty ze szkoły z Antkiem i naszymi psami. Wiem, że to już niedługo…
Tymczasem, w oczekiwaniu na rzodkiewki, kalarepy i rabarbar, podaję przepis na najprostszą brukselkę, którą tej zimy piekę niezmiernie często. Moja antybrukselkowa rodzina przyjęła ją z niezwykłą otwartością i bez względu na to, ile jej upiekę, zjadamy wszystko. Maja mi dzisiaj powiedziała, że skoro polubiła brukselkę, to już chyba teraz lubi wszystko i nie ma rzeczy, której nie zje.
  • 30 – 50 dkg brukselki
  • 2 – 4 łyżki masła
  • sól

Przygotowanie

Brukselkę umyć, osuszyć, obrać z brzydkich liści. Większe główki przekroić na pół, mniejsze zostawić. Wszystkie warzywa wrzucić do żaroodpornego naczynia. Masło roztopić, polać nim brukselki, posolić, wszystko wymieszać. Wstawić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i piec 20 – 25 min. mieszając od czasu do czasu. Można taką gorącą brukselkę posypać świeżo startym parmezanem, który pod wpływem ciepła się roztopi. To jest sztos!
 

Baba ghanoush czyli pasta z pieczonego bakłażana

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas pieczenia: 20 - 30 min.

Baba ghanoush czyli pasta z pieczonego bakłażana

Czas przygotowania: ok. 10 min., czas pieczenia: 20 - 30 min.

Ten wrzesień pojawił się jakoś tak szybko i niespodziewanie, chociaż w tym roku jego nadejście ucieszyło mnie jak nigdy wcześniej. Nie tylko mnie, zresztą. Maja i Antek pobiegli do swych szkół z uśmiechem na ustach i, chociaż po prawie pół roku nie jest to łatwe, wstają rano bez marudzenia. Chociaż słowo „rutyna” nie budzi raczej pozytywnych skojarzeń, cenię ją teraz bardzo, jak wiele innych spraw, które wydawały się być oczywiste, a okazało się, że wcale takimi nie są. Kiedy w głowie zapala mi się lampka z napisem „maruda”, przypominam sobie tych kilka tygodni, kiedy nie mogłam nawet wyjść do lasu i natychmiast mi przechodzi. Zdecydowanie bardziej doceniam to, co mam. Cieszę się nadchodzącą jesienią, przebarwiającymi się drzewami, szczególnym światłem i straganami pełnymi pysznych, dojrzałych warzyw i owoców.
Dzisiaj proponuję pyszną i prostą pastę z pieczonego bakłażana, którą znalazłam w książce „Hummus, za’atar i granaty” Samar Khanafer. Wrzesień, to czas bakłażanów. Wystarczy upiec jednego dużego lub 2 mniejsze bakłażany, dodać kilka składników i wszystko zmiksować.
  • 2 średnie lub 1 duży bakłażan
  • 1 ząbek czosnku
  • oliwa
  • 3 łyżki tahiny
  • sok z ½ – 1 cytryny
  • sól, pieprz
  • (siedem przypraw libańskich)
  • natka pietruszki/ kolendra i owoce granatu do podania

Przygotowanie

Umyte i osuszone bakłażany przekroić na pół wzdłuż, posmarować niewielką ilością oliwy, posolić i nakłuć widelcem. Ułożyć na blasze w rozgrzanym do 180 stopni piekarniku skórką do góry i piec przez 20-30 minut. Po naciśnięciu bakłażana powinien wypłynąć sok. Bakłażany przestudzić i obrać ze skórki (ja zeskrobuję miąższ ze skórki łyżką). Samar radzi odcisnąć go na sitku, żeby pozbyć się wody, ale ja tego nie robię. Zmiksować bakłażana z czosnkiem, tahiną, sokiem z cytryny, solą i pieprzem na gładką masę. W przepisie masę doprawia się jeszcze mieszanką siedmiu przypraw libańskich. Możecie ją pominąć, jeśli nie macie, albo zrobić samodzielnie, tak jak ja to zrobiłam według przepisu z tej samej książki. Na mieszankę składają się: czarny pieprz, ziele anielskie, goździki, gałka muszkatołowa, cynamon, nasiona kolendry, imbir w proszku. Wszystkie przyprawy zmielone, po 1 łyżeczce. Do podania polać oliwą, posypać natką lub kolendrą i owocami granatu (których akurat nie miałam). Czasami do pasty dodaję sporą garść orzechów włoskich, które wcześniej miksuję, bo idealnie pasują do bakłażana.
 

Pasta z bobu i awokado

Czas przygotowania: ok. 5 minut

Pasta z bobu i awokado

Czas przygotowania: ok. 5 minut

To lato mnie zachwyca – bez upałów, ale sporo słońca, do tego burze i deszcze. Jest tak, jak lubię. I jeszcze sezon w pełni, olbrzymia obfitość świeżych warzyw i owoców na straganach. Czego chcieć więcej?
  • 2 awokado
  • 2 garści ugotowanego i obranego bobu
  • sok z cytryny
  • oliwa
  • sól, pieprz
  • posiekane pistacje do podania

Przygotowanie

Wszystkie składniki zmiksować na gładką masę, doprawiając do smaku. Podawać z posiekanymi pistacjami. Oczywiście proporcje bobu i awokado można zmieniać według upodobań, można też dodać czosnek dla podkręcenia smaku.
 

Domowe pity

Czas przygotowania: ok. 25 min. plus czas wyrastania: 1,5 – 2 h

Domowe pity

Czas przygotowania: ok. 25 min. plus czas wyrastania: 1,5 – 2 h

Kwiecień 2020 będę wspominać jako czas pysznego jedzenia i wielu godzin spędzonych wspólnie przy stole, bardzo często na zalanym słońcem tarasie. Dzięki covidovi mieliśmy mnóstwo czasu na gotowanie, więc powstawały dania, na które w przedcovidowej rzeczywistości nie było szans. Do tego kwietniowa pogoda rozpieszczała nas ciepłem i słońcem, więc taras był naszym głównym miejscem posiłków. Oprócz Antka, gotowaliśmy na zmianę, dzięki czemu objawiły się nowe kulinarne talenty. Jednym z objawień daniowych były pity, które zrobiłam według przepisu odnalezionego w książce „Lubię” Moniki i Jana Pawlaków. Moja rodzina bardzo lubi wszelkie mączne dodatki, w które można zawijać lub nadziewać jedzenie. Podpłomyki, naleśniki i tortille goszczą u nas często, ale pity pojawiły się po raz pierwszy. Polecam. Do wszystkiego. Lub, jak uwielbia Antoni, do niczego, bo sucha pita sama w sobie jest dla niego wymarzonym i wystarczającym daniem.
  • 500 g mąki białej (u nas orkiszowa)
  • 100 g mąki razowej (jak wyżej)
  • 24 g drożdży
  • 2 płaskie łyżeczki soli
  • 2 płaskie łyżeczki cukru
  • 2 łyżki oliwy
  • 380-400 ml ciepłej wody

Przygotowanie

W mące zrobić dołek, wrzucić pokruszone drożdże, wsypać cukier i wlać trochę wody. Wymieszać łyżką, do połączenia wody z drożdżami. Przykryć i odstawić aż drożdże ruszą, na około 10 minut. Po tym czasie dodać pozostałe składniki i wyrobić gładkie ciasto. Można to zrobić za pomocą miksera, można ręcznie. Używam miksera, ale zawsze, jakiekolwiek ciasto na drożdżach, wyrabiam jeszcze chwilę ręcznie, żeby dostało ciepła od dłoni. Tak mnie zawsze uczyła Babcia (chociaż Ona wyrabiała tylko ręcznie). Ciasto włożyć do wysmarowanej oliwą miski, wysmarować górę oliwą, nakryć czystym ręcznikiem i odstawić do wyrośnięcia. Po tym czasie odgazować, uderzając je mocno dłonią, jeszcze chwilę wyrabiać i podzielić na 10-12 części. Każdą część rozwałkować na płaski placek, oprószyć mąką i odłożyć na oprószoną mąką stolnicę czy deskę. Przykryć i zostawić do wyrośnięcia na 20-30 minut. Rozgrzać piekarnik i blachę do 260 stopni. Ułożyć pity na blasze w pewnej odległości od siebie i piec około 8 minut. Pity się zaokrąglą, a w środku zrobi się pusta przestrzeń. Wyciągnąć, przestudzić i podać.
Wiem, że trochę trzeba czekać, aż wszystko powyrasta, ale wykorzystuję ten czas, żeby przygotować to wszystko, co będziemy ładować do środka: mięso, najczęściej drobno pokrojone i przesmażone z arabskimi przyprawami piersi kurczaka, dużo różnych warzyw i oczywiście sos czosnkowy.
 

Pasta z białej fasoli i orzechów włoskich

Czas przygotowania ok. 10 min.

Pasta z białej fasoli i orzechów włoskich

Czas przygotowania ok. 10 min.

Jesteśmy rodziną „kanapkowców”, zjadamy tyle chleba, że nieustająco mnie to zadziwia. Kanapki do szkoły, kanapki na drugie śniadanie (dla tych, co akurat są w domu), kanapki po powrocie ze szkoły na zaspokojenie pierwszego głodu, gdy obiad jeszcze „się robi”, kanapki o 21, gdy nagle ktoś jest tak głodny, że „musi cos zjeść, bo inaczej umrze”. Wymyślam najróżniejsze dodatki do tych kanapek, żeby było różnorodnie, oto moje najnowsze odkrycie, bardzo się sprawdza. A wiecie co sprawdza się chyba najbardziej? Kiedy w lodówce jest niewiele więcej niż światło, Antkowi i mnie masło zawsze wystarcza (jeśli do tego jest ogórek kiszony, jestem wniebowzięta), a Tomek i Łukasz jedzą z musztardą, koniecznie piekielną i twierdzą, że jest pyszne.
  • 1,5 szklanki białej fasoli (ja moczę przez noc i gotuję, ale ze słoika/ puszki też da radę)
  • 0,5 szklanki orzechów włoskich
  • 1 cebula
  • 1 ząbek czosnku
  • oliwa
  • sól, pieprz, tymianek/majeranek
  • sos sojowy
  • sok z cytryny do smaku

Przygotowanie

Cebulę posiekać i dusić na oliwie, po chwili dodać posiekany czosnek i dusić razem, aż się wszystko lekko zezłoci. Zmiksować to z fasolą, orzechami i przyprawami na w miarę jednorodną masę. Doprawić jeśli trzeba tak, aby smaki się równoważyły. Dla mnie do tego zestawu idealny byłby majeranek, ale moja rodzina go nie znosi, używam więc tymianku.
 

Domowe tortille

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas oczekiwania: ok. 15 min.

Domowe tortille

Czas przygotowania: ok. 20 min., czas oczekiwania: ok. 15 min.

Tortille są świetnym dodatkiem do wielu dań, uwielbianym przez Tomka i dzieciaki, ale te kupne mają niestety fatalny skład, z mnóstwem chemicznych dodatków. Szczęśliwie na blogu www.lawendo.pl znalazłam przepis na proste, domowe tortille, które robiłam już kilka razy i bardzo ubogaciły nam menu. Blog prowadzi moja znajoma, Dorota, pasjonatka gotowania, podróży i lawendy, jeśli będziecie mieli chwilę, to zajrzyjcie. Przepis bazuje na mące orkiszowej i ja taką właśnie używam, ale możecie je przygotować oczywiście ze zwykłej mąki pszennej.
  • 2 szklanki mąki orkiszowej typ 550 (lub zwykła pszenna)
  • 125 ml gorącej wody
  • 2 łyżki dowolnego oleju
  • 1 łyżeczka soli

Przygotowanie

Mąkę z solą zalać gorącą, przegotowaną wodą i wymieszać najpierw za pomocą łyżki. Gdy ostygnie na tyle, że można ją dotykać, dodać olej i wyrobić wszystko na jednolite ciasto. Przykryć czystym ręcznikiem i odstawić na 15-30 minut. Po tym czasie odrywać małe kawałki i rozwałkować je na cienkie placki podsypując mąką, jeśli ciasto się klei. Dobrze rozgrzać patelnię (bez tłuszczu), wrzucić placek, poczekać aż się nieco zrumieni (mogą tworzyć się bąble) i przerzucić na drugą stronę. Gotowe!
 

Pasta z ciecierzycy, suszonych pomidorów i harissy

Czas przygotowania: ok. 5 min.

Pasta z ciecierzycy, suszonych pomidorów i harissy

Czas przygotowania: ok. 5 min.

Ten przepis nie jest mój, zapożyczyłam go od mojej kuzynki Anki. A było to tak: mieliśmy kolejny duży zlot rodzinny, który organizujemy co jakiś czas u jednej z rodzin. Ten odbywał się właśnie u Anki i Jej rodziny w piękny, ciepły czerwcowy dzień w ich cudnym ogrodzie. Tłumnie zjechała zewsząd nasza rodzina, każdy, jak zawsze przyniósł coś do jedzenia i picia. Rozmawialiśmy w podgrupach o tym i owym, dzieciaki szalały, ale istotnym elementem imprezy było jedzenie. Na stołach stało mnóstwo najróżniejszych potraw, ale hitem dla Tomka, Mai i Łukasza była pasta do chleba. Każdy z nich przychodził do mnie i pytał, czy próbowałam, bo jest rewelacyjna, dobrze doprawiona i mogłabym taką właśnie robić, bo mój humus jest nieco mdły i bez wyrazu. Przyznam szczerze, że ja wolę mój mdły humus z wędzoną śliwką, ale robię go teraz tylko dla siebie, a ta pasta schodzi zawsze i szybko. Puszczam zatem ten przepis w świat, niech cieszy podniebienia.
  • ok. szklanki ugotowanej ciecierzycy (można też użyć z puszki, ale lepiej ze słoika)
  • mały słoik suszonych pomidorów
  • 1-1,5 łyżeczki harissy czyli pasty z papryczek chili (zależy jak bardzo „na ostro” lubicie, ja wrzucam raczej 1)
  • sól, pieprz

Przygotowanie

Wszystkie składniki zmiksować, doprawić do smaku. Oto cała magia.
 

Śledzie na śledzika (podkoziołek, ostatki)

Czas przygotowania: ok. 30 min., czas oczekiwania: 2-3 dni

Śledzie na śledzika (podkoziołek, ostatki)

Czas przygotowania: ok. 30 min., czas oczekiwania: 2-3 dni

Ostatni dzień karnawału to w Wielkopolsce podkoziołek, zwany także ostatkami czy śledzikiem, o czym dowiedziałam się dopiero na studiach dzięki znajomym z innych stron Polski. Dzień, kiedy na maksa jadało się mięso i słodkie, bo od dnia kolejnego obowiązywał post przez kolejne 40 dni. I tego postu naprawdę przestrzegano: jadano kasze bez okrasy, chude ryby, warzywa okopowe, które zachowały się na przednówku i niewiele więcej. Dopiero na Wielkanoc pojawiały się znowu mięsa, kiełbasy, słodkie jak ulepek mazurki… mogę sobie tylko wyobrazić, jak się na nie rzucano. Powinnam zatem dzisiaj wrzucić przepis na jakieś pieczyste czy obłędny tort, ale pasował mi śledź. Jest tak dobry, że odstawia mięsa i ciasta (pewnie przesadziłam). Zrobiłam go po raz pierwszy na ostatnie Boże Narodzenie i było to dla Tomka i mnie najlepsze danie świąteczne. Dzieci jadły inne, typowe świąteczne potrawy, a my rozdzielaliśmy śledzia sprawiedliwie między nas. Od tamtego czasu robiłam go wielokrotnie. Jest pyszny obłędnie! Na szczęście dzieci jeszcze go nie doceniają, dzięki czemu jest tylko dla nas 😉. I obojętnie ile bym go zrobiła, kończy się wcześniej niż byśmy chcieli. Oryginalny przepis pochodzi z blogu whiteplate, ale nieco go pozmieniałam.
  • 5 – 7 śledzi matiasów
  • trochę oleju do smażenia (np. kujawski)
  • 3 – 4 średnie cebule
  • 3 – 4 liście laurowe
  • 3 – 4 ziarnka ziela angielskiego
  • kurkuma, imbir w proszku
  • ok. 2 łyżki syropu klonowego/ daktylowego/ cukru
  • ok. 4 łyżki octu jabłkowego/ winnego/ balsamicznego
  • słoik 190 g koncentratu pomidorowego
  • garść rodzynek
  • ¼ – ½ szklanki oleju (używam lniany wymieszany z rzepakowym tłoczonym na zimno)
  • sól, świeżo zmielony pieprz

Przygotowanie

Śledzie namoczyć w zimnej wodzie na kilka godzin, kilka razy zmieniać wodę na świeżą. Po wymoczeniu wypłukać pod bieżącą wodą, osuszyć, pokroić na kawałki. Cebule obrać, przekroić na pół, posiekać w pióro (wzdłuż). Rozgrzac patelnię tak by była ciepła, nie gorąca. Wlać olej i gdy będzie ciepły, dorzucić cebulę, liść laurowy, ziele angielskie, imbir i kurkumę. Wszystko dusić kilka minut, żeby cebula zrobiła się szklista, mieszać od czasu do czasu. Jeśli zacznie się przypalać, dodać olej. Kiedy będzie zeszklona, dodać słód, ocet, koncentrat i rodzynki. Wszystko dalej dusić razem, żeby cebula zupełnie zmiękła. Przestudzić zupełnie, dodać olej(e), dokładnie wymieszać. Doprawić solą (ostrożnie, w zależności od słoności śledzi) i pieprzem oraz jeśli trzeba octem lub słodem. Wymieszać ze śledziami, przełożyć do szklanego naczynia i schować do lodówki. Jeść najlepiej po 2-3 dniach, ale u nas jest to niemożliwe, zaczynamy już następnego dnia.