Są ludzie bardzo lubiący swoją pracę, są tacy, którzy lubią ją mniej, a także tacy, którzy jej nie znoszą. Zawsze podziwiałam tych, którzy szli za swoją pasją, za głosem serca i na tym budowali swoje życie zawodowe, czasami wbrew wszystkiemu. Takimi ludźmi są Kasia i Michał, których poznałam kilka lat temu w przedszkolu, gdzie Antek zaprzyjaźnił się z Ich synem (także Michałem). Oboje zakochali się w Kefalonii, niewielkiej greckiej wyspie, na którą trafili kiedyś w czasie wakacji. Pierwszy pobyt ruszył lawinę, każde wakacje, każdy dłuższy weekend spędzają właśnie tam. Chcieliby się tam przenieść pewnego dnia, więc związali się z tym miejscem zawodowo i wydzierżawili drzewa oliwne. Kefalonia słynie z tego, że porastające ją gaje oliwne są stare, często mają kilkaset lat. Kasia i Michał mają obecnie 176 drzew, które rosną już od 400 do 600 lat. Opiekują się także 11 drzewami rosnącymi na terenie starego Parku Kefalonii, które liczą sobie między 2000 a 2600 lat. Pielęgnują je w imieniu wiekowego właściciela, a z opadłych oliwek tłoczą trochę oliwy, niestety tylko dla własnych potrzeb, bo jest jej niewiele. Jej smak jest niebiański, zostałam nią poczęstowana. W czasie zbioru oliwek są zawsze na miejscu, zbierają je z miejscowymi robotnikami, a później zbiory przewożą do tradycyjnej tłoczni, gdzie tłoczona jest najpyszniejsza oliwa, jaką kiedykolwiek miałam okazję spróbować. Odkąd spróbowałam jej po raz pierwszy, nie używam już innej. Mają także pyszne kiszone, czerwono-fioletowe oliwki Kalamony, idealne do wina i nie tylko. Sami zaprojektowali markę, wymyślili logotyp, samodzielnie zlewają oliwę do butelek, którą w wielkich puszkach przywożą z Kefalonii. Stworzyli maleńką oliwną manufakturę w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jeśli macie ochotę poznać Ich produkty, zamówić je – zajrzyjcie na fb na Terra Doro – The Best Olive Oil. Przesyłają je w najbardziej odległe zakątki Polski.