Chcę się dzisiaj podzielić moimi doświadczeniami z detoksem czyli odkwaszeniem organizmu, który funduję sobie na wiosnę od 3 czy 4 lat (czasami także jesienią). Pomimo tego, że bardzo dbam o to co jem, unikam przetworzonej żywności, prawie nie jem mięsa, prawie nie piję alkoholu (serio, bardzo mi szkodzi ☹), czasami czuję, że coś jest nie tak z moim układem pokarmowym. Tak było właśnie te 3 czy 4 lata temu, kiedy tak bolał mnie żołądek, że musiałam brać leki. Wiedziałam oczywiście, że nie tędy droga i trafiłam do Orkiszowych Pól w Poznaniu, gdzie z innymi dziewczynami poddałam się detoksowi. Miałyśmy kilka spotkań, gdzie mówiono nam co mamy robić, co jeść i czego nie jeść. Do tego było sporo teorii, którą tutaj pominę. Skupię się tylko na praktycznym aspekcie sprawy i opowiem jak ja to robię. Oczyszczanie z Orkiszowymi dało mi na tyle silne podstawy, że robię to od tamtej pory samodzielnie.
Najpierw, żeby przygotować się do detoksu, przez tydzień, stopniowo, odstawiam następujące produkty: mięso, nabiał, słodycze, potrawy mączne, alkohol, kawę i czarną herbatę. Jem warzywa, kasze i warzywa strączkowe takie jak soczewica i ciecierzyca. Piję ciepłą wodę z cytryną, herbaty ziołowe i owocowe.
Właściwy detoks to u mnie warzywa i bardzo niewiele owoców. Dozwolona jest kasza jaglana i gryczana (do godz. 14), ale ja ich nie jem.
Co i jak zatem jem? Przede wszystkim warzywa przetworzone na ciepło, najwięcej warzyw gotowanych na parze (ziemniaki, marchew, pietruszka, buraki, dynia, brukselka, brokuł) oraz pod postacią zup, trochę świeżych warzyw takich jak rukola, roszponka czy radicchio, a także kiszoną kapustę i kiszone ogórki. Od czasu do czasu podduszam sobie delikatnie cukinię z cebulą i czosnkiem i odrobiną pulpy pomidorowej. Z owoców jabłka i gruszki, chociaż nie mam na nie specjalnie ochoty. Gotuję z nich kompot z kilkoma goździkami i daktylami. Dzisiaj zaszalałam z pestkami granatu. Jeszcze bardzo lubię awokado i suszone pomidory. I co jeszcze? Trochę soli, dużo zielonej pietruszki i kiełków (mam własną kiełkownicę), oliwa, masło (jest ok), masło klarowane i oleje tłoczone na zimno do polewania warzyw i sosów do sałatek (słonecznikowy, rzepakowy, z orzechów włoskich i laskowych, z wiesiołka, z czarnuszki – ma bardzo szczególny smak, ja go uwielbiam), sezam, słonecznik i pestki dyni. Rano piję ciepłą wodę z wciśniętą cytryną i czasami jeszcze w ciągu dnia. Piję najróżniejsze herbaty ziołowe i owocowe, biorę probiotyki. Staram się jeść regularnie, co 3-4 godziny, ale nie zawsze mi to wychodzi. Zamierzam wytrwać w tym tydzień, ale może uda mi się dłużej. Bardzo ważne jest wychodzenie z detoksu i powolne wprowadzanie wcześniej wyeliminowanych produktów. Ja zaczynam od tych najdelikatniejszych: kasze, jajka i strączki w niewielkich ilościach, żeby organizm się przyzwyczaił. Dopiero później wracam do mojego ukochanego chleba żytniego na zakwasie, bardzo uważam ze słodkim. Pszenicę, mięso i nabiał jadam w ilościach śladowych, więc tego mi nie brakuje.
Czy czegoś zatem mi brakuje? Czy jestem głodna? Jak to w ogóle znoszę? Otóż… mam dosyć silną wolę i jeśli sobie coś postanowię, to nie jest to większym problemem. Wszystko jest w głowie. Już kilka tygodni wcześniej wyznaczam sobie dzień kiedy zacznę i tego się trzymam. Głodna nie jestem, bo jem sporo. Tylko czasami rano budzę się z niewielkim uczuciem głodu, co jest dla mnie bardzo przyjemne, bo ja go bardzo rzadko odczuwam. Zdarza mi się, że sięgnę po daktyla czy suszoną morelę, gdy mam ochotę na słodki smak. Gdy Tomek parzy sobie kawę, to jest najtrudniej. Unoszący się zapach kusi mnie najbardziej. Zaparzam sobie wtedy kawę zbożową i jest ok. Uffff… To tyle. Jeśli się ktoś zdecyduje, trzymam kciuki!
Aha, i jeszcze parę słów o tym jak można czuć się w czasie detoksu i po nim. Zatem w czasie trwania bywa różnie i niekoniecznie świetnie. Bywało, że bolała mnie głowa i było mi mdło. Tym razem te objawy mnie ominęły, ale jest mi ciągle zimno. Nie jest to przyjemne, ale znaczy, że organizm wyrzuca toksyny. Można też spodziewać się różnych wyprysków na twarzy (typowy objaw uwalniania toksyn), to na szczęście mnie ani razu nie spotkało. Ale to uczucie po detoksie… warte wszystkich wyrzeczeń. Wszystkie dolegliwości układu pokarmowego mijają, czuję się lekko, mam więcej energii i optymizmu, otępienie zimowe, jak to nazywam, mija. I zaczynam wiosnę nowa ja!
Najpierw, żeby przygotować się do detoksu, przez tydzień, stopniowo, odstawiam następujące produkty: mięso, nabiał, słodycze, potrawy mączne, alkohol, kawę i czarną herbatę. Jem warzywa, kasze i warzywa strączkowe takie jak soczewica i ciecierzyca. Piję ciepłą wodę z cytryną, herbaty ziołowe i owocowe.
Właściwy detoks to u mnie warzywa i bardzo niewiele owoców. Dozwolona jest kasza jaglana i gryczana (do godz. 14), ale ja ich nie jem.
Co i jak zatem jem? Przede wszystkim warzywa przetworzone na ciepło, najwięcej warzyw gotowanych na parze (ziemniaki, marchew, pietruszka, buraki, dynia, brukselka, brokuł) oraz pod postacią zup, trochę świeżych warzyw takich jak rukola, roszponka czy radicchio, a także kiszoną kapustę i kiszone ogórki. Od czasu do czasu podduszam sobie delikatnie cukinię z cebulą i czosnkiem i odrobiną pulpy pomidorowej. Z owoców jabłka i gruszki, chociaż nie mam na nie specjalnie ochoty. Gotuję z nich kompot z kilkoma goździkami i daktylami. Dzisiaj zaszalałam z pestkami granatu. Jeszcze bardzo lubię awokado i suszone pomidory. I co jeszcze? Trochę soli, dużo zielonej pietruszki i kiełków (mam własną kiełkownicę), oliwa, masło (jest ok), masło klarowane i oleje tłoczone na zimno do polewania warzyw i sosów do sałatek (słonecznikowy, rzepakowy, z orzechów włoskich i laskowych, z wiesiołka, z czarnuszki – ma bardzo szczególny smak, ja go uwielbiam), sezam, słonecznik i pestki dyni. Rano piję ciepłą wodę z wciśniętą cytryną i czasami jeszcze w ciągu dnia. Piję najróżniejsze herbaty ziołowe i owocowe, biorę probiotyki. Staram się jeść regularnie, co 3-4 godziny, ale nie zawsze mi to wychodzi. Zamierzam wytrwać w tym tydzień, ale może uda mi się dłużej. Bardzo ważne jest wychodzenie z detoksu i powolne wprowadzanie wcześniej wyeliminowanych produktów. Ja zaczynam od tych najdelikatniejszych: kasze, jajka i strączki w niewielkich ilościach, żeby organizm się przyzwyczaił. Dopiero później wracam do mojego ukochanego chleba żytniego na zakwasie, bardzo uważam ze słodkim. Pszenicę, mięso i nabiał jadam w ilościach śladowych, więc tego mi nie brakuje.
Czy czegoś zatem mi brakuje? Czy jestem głodna? Jak to w ogóle znoszę? Otóż… mam dosyć silną wolę i jeśli sobie coś postanowię, to nie jest to większym problemem. Wszystko jest w głowie. Już kilka tygodni wcześniej wyznaczam sobie dzień kiedy zacznę i tego się trzymam. Głodna nie jestem, bo jem sporo. Tylko czasami rano budzę się z niewielkim uczuciem głodu, co jest dla mnie bardzo przyjemne, bo ja go bardzo rzadko odczuwam. Zdarza mi się, że sięgnę po daktyla czy suszoną morelę, gdy mam ochotę na słodki smak. Gdy Tomek parzy sobie kawę, to jest najtrudniej. Unoszący się zapach kusi mnie najbardziej. Zaparzam sobie wtedy kawę zbożową i jest ok. Uffff… To tyle. Jeśli się ktoś zdecyduje, trzymam kciuki!
Aha, i jeszcze parę słów o tym jak można czuć się w czasie detoksu i po nim. Zatem w czasie trwania bywa różnie i niekoniecznie świetnie. Bywało, że bolała mnie głowa i było mi mdło. Tym razem te objawy mnie ominęły, ale jest mi ciągle zimno. Nie jest to przyjemne, ale znaczy, że organizm wyrzuca toksyny. Można też spodziewać się różnych wyprysków na twarzy (typowy objaw uwalniania toksyn), to na szczęście mnie ani razu nie spotkało. Ale to uczucie po detoksie… warte wszystkich wyrzeczeń. Wszystkie dolegliwości układu pokarmowego mijają, czuję się lekko, mam więcej energii i optymizmu, otępienie zimowe, jak to nazywam, mija. I zaczynam wiosnę nowa ja!