Kilka miesięcy temu prowadziłam warsztaty w Republice. W gronie Dziewczyn było kilka, które mnie znają od pewnego już czasu i znają też moją niechęć do mięsa. Jakże były zdziwione, gdy w warsztatowym menu znalazła się wątróbka. Jeszcze bardziej się zdziwiły, gdy powiedziałam, że wątróbkę lubię. Bo tak właśnie jest, lubię wątróbkę!!! Nie znoszę jej przygotowywać, bo nie lubię jej faktury i postaci, i tych wszystkich błonek, które trzeba powycinać, ale na to właśnie znalazłam sposób. W moim sklepiku mięsnym, po raz pierwszy, dostałam wątróbkę z królika, świeżą, bardzo czystą, w ogóle bez tłuszczu, nic nie musiałam wycinać. A do tego w smaku pyszna, delikatna, polecam! A przepis pochodzi jeszcze z czasów licealnych, kiedy non stop przesiadywałam u mojej przyjaciółki Joli. Którego dnia, jej mama przygotowała właśnie taką wątróbkę. Jola nawet jej nie tknęła, ja zjadłam olbrzymią porcję, a po pewnym czasie wzięłam przepis. I oto jest, odkopany po latach.
- ok. 70 dkg wątróbki (drobiowej lub z królika)
- ½ czerwonej cebuli
- 1 jabłko
- 6-7 słodkich, dojrzałych śliwek
- masło (klarowane)
- sól, pieprz
Przygotowanie
Wątróbkę umyć, osuszyć i obrać z wszystkich paskudztw. Tak jak wspomniałam, przy króliczej ich nie ma. Pokroić na nieco mniejsze kawałki. Cebulę pokroić w półtalarki, jabłko (w skórce) na ósemki, śliwki pozbawić przekroić na pół i pozbawić pestek. Naczynie żaroodporne wysmarować masłem, wrzucić wątróbkę, cebulę, jabłka i śliwki. Posolić i mocno popieprzyć, rozłożyć kawałki masła. Wstawić do piekarnika rozgrzanego do 180 st. na ok. 20 minut.